
Rozmowa z Marcinem Wójcikiem - mieszkańcem Białołęki, działaczem społeczno-samorządowym
Paweł Dąbrowski – Dlaczego Białołęka ?
Marcin Wójcik – Wraz z rodziną mieszkamy tutaj nieprzerwanie już 11 lat. Dziś wiem, że Białołęka, to moja mała Ojczyzna. Każdego dnia lubię tutaj wracać i cieszę się, że jestem związany z tym miejscem. Jako student mieszkałem w kilku dzielnicach Warszawy. Każda miała swój urok i charakter. Pamiętam też, że Białołęka postrzegana była jako coś gorszego, absolutnie niemodnego. Mieszkańcy tej dzielnicy, byli w jakiś sposób napiętnowani. Tutaj przecież nikt nie chciał mieszkać. Także i mnie straszono tym miejscem. Postanowiłem jednak zaryzykować…
P.D. – Warto było? Jak z perspektywy czasu ocenia Pan ten wybór?
M.W. – Tak, było warto! Z całą rodziną czujemy się tu szczęśliwi. Najlepszą rekomendacją niech będzie fakt, że od przeszło dwóch lat mieszkamy w nowym mieszkaniu na Nowodworach. Zanim dokonaliśmy zakupu, nie zastanawialiśmy się gdzie tym razem będziemy mieszkać, bo to było oczywiste, tylko co kupimy i za ile. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy większego mieszkania, bo i rodzina była coraz większa, ale nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że to będzie znów Białołęka. Ostatecznie nasza przeprowadzka miała charakter jedynie „sąsiedzki”, bo zamieszkaliśmy w bloku oddalonym o ok 300 metrów dalej, od osiedla, które opuszczaliśmy.
P.D. – Jak Pan scharakteryzuje to miejsce, ludzi i zmiany jakie dokonywały się na Białołęce na przestrzeni tych lat?
M.W. – Białołęka jest różnorodna. Jest to dzielnica, która dopiero się tworzy mentalnie, urbanistycznie, ale w jakimś sensie także kulturowo. Dzielnicę tę kształtują głównie ludzie przyjezdni, których na początku ze sobą w zasadzie nic nie łączy. Są to najczęściej osoby młode, które pochodzą z wielu różnych miejscowości, co widać chociażby po rejestracjach samochodowych, kibicują swoim lokalnym drużynom, póki co nie są tutaj jeszcze zakorzenieni, nie znają tego miejsca. Z czasem to się zmienia. To jest bowiem kwestia czasu, to jest proces, który wymaga dojrzałości poprzez związanie z tym miejscem. Tak też było i w moim przypadku. Dziś ważne jest dla mnie jak się tutaj mieszka, ale też wiem jak chcę aby się mieszkało. Dziś już nie jest mi wszystko jedno, zależy mi bowiem na konkretnych rozwiązaniach, które mają pomóc i służyć dzielnicy oraz jej mieszkańcom. Podobnie jest z wieloma innym osobami. Można rzec, że staliśmy się w pełni dojrzałymi i świadomymi mieszkańcami Białołęki. W najbliższym czasie, także będziemy starali się wziąć za to miejsce odpowiedzialność.
P.D. – A jak zmieniła się sama Białołęka? Kim są włodarze tego miejsca?
M.W. – Sama dzielnica także się zmienia, choć wg mnie nie zawsze na lepsze i nie zawsze w stopniu wystarczającym. Na przestrzeni lat Białołęka zdecydowanie się rozbudowała. Od momentu kiedy się tu wprowadziłem, dzielnica urosła prawie dwukrotnie, licząc dziś sobie prawie 100 tys. mieszkańców. Ciekawostkę może stanowić też fakt, że jesteśmy dzielnicą o najwyższym przyroście naturalnym w Polsce. Nie mniej na Białołęce brakuje wciąż ciekawej oferty kulturalnej i rekreacyjnej dla mieszkańców. Nie ma kina, nie ma żadnej sali rozrywkowo-widowiskowej, czy chociażby ładnego amfiteatru, nie mamy żadnego przyzwoitego stadionu, zapisanie dziecka do przedszkola publicznego graniczy z cudem, bo nie ma w nich miejsc. Choć budowane są nowe szkoły, to i tak wkrótce się przepełniają, a w rankingach szkół warszawskich zajmują końcowe lokaty. Brakuje jakiejkolwiek spójnej refleksji nad poprawą estetyki głównych arterii Białołęki. Jak grzyby po deszczu powstają kolejne kontenery z dyskontami spożywczymi. Dziś planowana rozbudowa np. ul. Światowida zamyka właściwie wszelką dyskusję nad planami stworzenia z tej ulicy pasażu pieszo-kołowego, który stałby się salonem Nowodworów. Zamiast tego będziemy mieli drogę szybkiego ruchu. Mało kto z Państwa pewnie wie, że to na Białołęce właśnie tworzy się „Park Miniatur Mazowsza”, w którym powstają makiety najpiękniejszych zabytków Warszawy i całego Mazowsza. Dlaczego taki Park nie mógłby znaleźć swojego miejsca u nas na stałe? Projektem interesują się inne dzielnice, ale nie Białołęka. Dlatego Białołęka nadal kojarzyć się będzie z więzieniem, a nie miejscem spotkań, kawiarniami, z drużyną sportową, czy miejscem atrakcji turystycznych. Tak więc zagadnień jest sporo, wiele jest do zrobienia, tylko nie ma wyobraźni i woli politycznej w głowach obecnych decydentów Białołęki.
P.D. – Czy chce Pan powiedzieć, że osoby rządzące Białołęką źle to robią? Przecież powinno być lepiej. Pamiętam argumenty z ostatniej kampanii samorządowej padające w wielu dzielnicach z ust działaczy PO, że zrobią więcej niż inni, bo Prezydent miasta też jest z Platformy Obywatelskiej i dzięki temu będą mieli więcej możliwości. Czas pokazał, że chyba nie do końca tak jest.
M.W. – Dokładnie to chciałem powiedzieć i tak jak Pan, pamiętam też tę argumentację, aby w wyborach samorządowych nie głosować na inne partie i stowarzyszenia samorządowe, bo nie będą miały takiego „przebicia” u Hanny Gronkiewicz-Walt. Dziś wiemy, że prawda jest inna. Dzięki takiemu „wsparciu” białołęckich radnych PO, Pani Prezydent udało się przeforsować np. rozbudowę oczyszczalni ścieków „Czajka”, wybudować kolejną „chlubę Białołęki”, a mianowicie bazar przy ul.Marywilskiej, choć zabrakło pieniędzy na obiecaną przebudowę samej ulicy, uruchomiono tramwaj jeżdżący jedynie po moście, wycofano się z budowy metra. Czy gdyby w tym czasie Białołęką rządzili mieszkańcy skupieni w organizacjach samorządowych, doszłoby do tego? Wątpię. Dlatego będę starał się przekonywać moich sąsiadów, znajomych i rodzinę, aby w nadchodzących wyborach samorządowych po pierwsze poszli zagłosować, a po drugie, aby wybierali ludzi, którzy są stąd i znają lokalne problemy, są niezależni i nieuwikłani w partyjne ustalenia i zobowiązania.
P.D. – Z tego co Pan mówi, słyszę, że problemy Białołęki faktycznie są Panu bliskie.
M.W – To nie są jedynie moje spostrzeżenia. Jednak, aby była jasność, uczciwie muszę przyznać, że obecnie rządzącym udało się także zrobić kilka dobrych rzeczy. Z dużym opóźnieniem, ale jednak powstają tak bardzo potrzebne nowe szkoły, mamy piękne parki, modernizowane są ulice, powstają nowe place zabaw dla dzieci. Nie mniej, to wciąż nie świadczy o wizji, czy pomyśle na zrównoważony rozwój Białołęki. Tak wygląda administrowanie, a nie zarządzanie. Brakuje decyzji odważnych, prestiżowych, nadających charakter dzielnicy, zmieniających jej postrzeganie przez nas samych, jak i przez innych Warszawiaków. Dlaczego nie wykorzystuje się kapitału w ramach Partnerstwa Publiczno-Prywatnego, dlaczego pozwalamy na szpetotę i bylejakość, wypełniając przestarzeń publiczną jedynie sklepami sieci handlowych, dlaczego nie powstają inwestycje, które zintegrowałyby społeczność lokalną. To jest mój zarzut skierowany do Burmistrza Białołęki i Jego współpracowników. Nie chcę, aby Białołęka została zredukowana do kolejnej „sypialni” Warszawy. Wierzę, że wcale tak nie musi być.
P.D. – Jakie nadzieje dla Białołęki wiąże Pan z listopadowymi wyborami samorządowymi?
M.W – Liczę na to, że mieszkańcy Białołęki dokonają wyboru, który uwolni potencjał tej dzielnicy. Marzy mi się, aby o naszych sprawach decydowali reprezentanci wybrani spośród nas, zwykłych mieszkańców, przedsiębiorców, działaczy społecznych i samorządowych, którzy w swoich decyzjach kierują się jedynie interesem publicznym, a nie wytycznymi z centrali partii. Przykłady innych dzielnic Warszawy, czy miast pokazują, że tam gdzie do głosu dochodzą ludzie rozumiejący i utożsamiający się z problemami swoich społeczności, tam zarządzanie i procesy decyzyjne są szybsze i bardziej efektywne. W tych także miejscach jest mniej korupcji i problemów z niegospodarnością. I tak jak wspomniałem na początku naszej rozmowy, wspólnie ze wszystkimi chętnymi i środowiskami dla których nie jest obojętne co dzieje się na Białołęce, będziemy chcieli prosić mieszkańców naszej dzielnicy o kredy zaufania. Białołęka zasługuje bowiem na to, aby władza była gospodarzem, służyła ludziom, a nie była dla siebie i działaczy partyjnych.
P.D. – Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia
M.W – Dziękuję
Marcin Wójcik – lat 38. Wieloletni mieszkaniec Białołęki /Nowodwory/. Współorganizator licznych przedsięwzięć o charakterze charytatywnym. Absolwent UKSW, ukończył studia MBA w SGH, posiada bogate doświadczenie społeczno-samorządowe, prywatny przedsiębiorca, szczęśliwy mąż i ojciec.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo dobrze się to czyta. Z mojego doświadczenia wynika, że samorząd to ludzie a nie partie polityczne. Tak więc powodzenia! ;)
życzę sobie i innym, aby w zarządzie naszej dzielnicy po listopadowych wyborach znalazło się więcej takich osób jak p. Marcin - ludzi, z jakąś wizją rozwoju Białołęki, patrzących szerzej i dalej niż tylko bierzące remonty dróg czy użyczanie gruntów pod kolejne sieciowe markety.
Pan wątpi... Ale samorządy trzeba odpartyjnić inaczej skończy się jak na Bemowie... Więc wolę aby naszą dzielnicą kierowali ludzie z Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej czy inni lokalsi.
Takich ludzi właśnie nam trzeba. Brawa dla Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej że przyciąga takich ludzi do siebie.
Własnie - samorząd to ludze a nie partie - dobrze powiedziane, dlatego dobrze, że pan Marcin Wójcik zdecydował się startować w wyborach z ramienia WWSu a nie jakiejs partii politycznej!