
Mamy półmetek kadencji białołęckiej Rady Dzielnicy. W internecie pojawiły się zestawienia złożonych przez naszych samorządowców interpelacji. Niektórzy złożyli ich mnóstwo, inni mało lub wcale.
Interpelacje składane przez radnych dotyczą wielu spraw, od brakujących fragmentów chodników, pilnej potrzeby remontu dróg, po sprawy dotyczące oświaty czy komunikacji. To wszystko to, z czym do radnych zwracają się mieszkańcy.
W obecnej kadencji najwięcej – 197 interpelacji (wg stanu na 19 listopada) złożyła Mariola Olszewska. Po co to wszystko?
- Interpelacje są odzwierciedleniem bieżących potrzeb mieszkańców. Tak naprawdę to oni są ich autorami. Pełnią też rolę kontrolną. Zwracają uwagę na niedociągnięcia i niewydolność zarówno Zarządu Dzielnicy, jak również struktur i instytucji dzielnicowych i ogólnomiejskich. Obwarowania prawne takie jak chociażby dosyć krótki okres, jaki jest wyznaczony na odpowiedź na interpelacje, czyni je bardziej skutecznym narzędziem niż np. zwykła droga administracyjna i obligują do podjęcia działań. Można przyjąć, że są pewnego rodzaju "żądaniem". Na podstawie interpelacji można stworzyć swoistą mapę potrzeb danej społeczności, a następnie skutecznie te potrzeby zaspokajać – mówi Mariola Olszewska ze Stowarzyszenia Razem dla Białołęki.
Kolejny w tym zestawieniu jest Piotr Cieszkowski -194, a dalej Wojciech Tumasz – 124, który okazuje się niekwestionowanym rekordzistą w poprzedniej kadencji. W latach 2010-14 złożył aż 602 interpelacje. To ścisła czołówka.
Zapytaliśmy przedstawicieli innych ugrupowań o sens składanych przez radnych interpelacji. Okazuje się, że zdania na ten temat są podzielone.
Piotr Basiński z Inicjatywy Mieszkańców Białołęki tłumaczy, że interpelacje są dobrym narzędziem do zasygnalizowania pewnych problemów lub uzyskania konkretnych informacji, ale...
- Jednak poważniejszych spraw nie załatwi się interpelacjami. Czasami radni celowo składają masę interpelacji z byle powodu, aby 'nabić' sobie statystyki, a poza pracą urzędników, którzy muszą na nie odpowiadać, niewiele z tego wynika. Interpelacje to narzędzie, z którego warto korzystać, jednak praca radnego to dużo więcej niż składanie interpelacji - to spotkania z mieszkańcami, lobbowanie za tematami ważnymi społecznie, współpraca z instytucjami, które w danej sprawie mają głos decydujący – podkreśla Basiński, który w obecnej kadencji złożył 23 interpelacje.
59 interpelacji złożył natomiast do 19 listopada Wiktor Klimiuk z białołęckiego PiS. Jego zdaniem to dobre narzędzie i wyznacznik pracy radnego.
- Interpelacje są jednym z wyznaczników pracy radnego. Nie jedynym,bo równie ważne jest aktywne uczestnictwo w sesjach i komisjach, a także branie udziału w konsultacjach, spotkaniach z urzędnikami, komisjach i sesjach Rady Warszawy. Interpelacje są jednak bez wątpienia najlepiej weryfikowalnym sposobem działania radnego. Interpelacje są niezwykle istotne z tego względu, że w zmuszają władzę wykonawczą do zajęcia stanowiska i pozwala weryfikować jej obietnice jak i rzetelność udzielanych informacji. Niestety, często się zdarza że radni opcji rządzącej nie chcą pisać zbyt wielu interpelacji właśnie po to, żeby nie zmuszać Zarządu do zajęcia stanowiska. Podsumowując - interpelacje są ważnym, ale niejedynym sposobem aktywności radnego, a na pewno są najłatwiej weryfikowalnym wskaźnikiem aktywności radnego – mówi Wiktor Klimiuk.
Wśród radnych są też tacy, którzy złożyli znikome ilości interpelacji, bądź wcale. Należy do nich między innymi Waldemar Roszak z białołęckiej Platformy Obywatelskiej, który jest rekordzistą w innej dziedzinie – dwukrotnie uzyskiwał największą liczbę głosów w całej dzielnicy w wyborach samorządowych. Jak on tłumaczy swój brak aktywności w tej kwestii?
- Interpelacje? Hmmm… Cieszę się, że poruszono ten temat, bo najwyższy czas zakończyć żywot tej manipulacji i mitu, którym karmi nas kilku radnych. Interpelacje nie pomagają w załatwieniu sprawy a wręcz je często… utrudniają! Dlaczego? Gdy radny chce coś sprawdzić, to najszybszą formą jest kontakt z osobą w urzędzie, która zajmuje się daną sprawą. Można wysłać mail lub po prostu zadzwonić. Odpowiedź mamy niezwłocznie. Gdy zamiast tego radny złoży interpelację, to uruchamia wielka biurokratyczną maszynerię, w którą zaangażowani są urzędnicy z kilku wydziałów, w tym burmistrzowie. Trzeba dekretować, przesyłać i podpisywać różne dokumenty. W efekcie, urzędnicy zamiast zajmować się merytoryczną pracą dla mieszkańców, przewalają bez sensu stosy papierów. Strata czasu oraz publicznych pieniędzy i to wyłącznie po to, aby taki sprytny radny mógł dołożyć kolejną zdobycz do swojej kolekcji interpelacji i wykazać się lipną pracowitością. Składanie interpelacji ma jeszcze inny cel. Powiadają, że warto składać ich dużo i w każdej sprawie jaka tylko wpadnie do głowy. Po co? Gdy za jakiś czas powstanie np. nowy chodnik, wtedy taki sprytny radny może krzyknąć „Ja to załatwiłem! Napisałem interpelację w tej sprawie!”. No i od razu mamy ojca/matkę tego sukcesu. Czy radny może obyć się bez interpelacji? Oczywiście! Moja osoba jest tego przykładem. Jestem radnym trzecią kadencję. Przez te 10 lat napisałem może ze… 3 interpelacje. Jestem w ciągłym kontakcie z mieszkańcami i rozwiązuję ich problemy. Chyba to zauważają, bo dwukrotnie uzyskałem w wyborach największe poparcie w całej dzielnicy. Zapewne tą wypowiedzią podpadłem kilku radnym, bo zdradziłem ich polityczne manipulacje, ale zwyczajnie mam już dość tego bezsensownego bicia marketingowej piany za publiczne pieniądze i wyścigu na liczbę interpelacji, która zupełnie niczego nie wnosi dla mieszkańców – komentuje radny Waldemar Roszak, a my Państwu pozostawiamy ocenę działalności i sposobów załatwiania naszych spraw przez radnych.
Foto: UD
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie