
Na Białołęce dokonano w ostatnim czasie dwóch osobnych, ale równie przerażających odkryć. Zaangażowano odpowiednie służby.
W ostatnich kilku tygodniach chętnie cofaliśmy się do białołęckiej przeszłości, przypominając o odkryciach archeologicznych, które zostały dokonane. A podkreślmy, że wykopalisk było na tym obszarze sporo. Teraz jednak nie musimy cofać się o lata, żeby ponownie być świadkami mniej lub bardziej makabrycznych znalezisk...
Początkiem sierpnia, a dokładniej trzeciego dnia tego miesiąca, przy ulicy Mehoffera w okolicy Kościoła Świętego Jakuba Apostoła, przypadkowi przechodnie ujawnili... zwłoki 36-letniej kobiety, od razu powiadamiając o tym odpowiednie służby. Jak poinformował Miejski Reporter, prokuratura opowiedziała o wstępnym postępowaniu przygotowawczym. Chociaż dokładne okoliczności śmierci ofiary nie są znane, działania trwają. W sprawie wszczęte zostało śledztwo o czyn z art. 151 kk.
Tymczasem zupełnie niedawno, po godzinie 8.00, policja rzeczna odebrała zgłoszenie, dotyczące wyspy Tuczników na wysokości Kępy Tarchomińskiej na Białołęce. Znaleziono tam przedmiot, który do złudzenia przypominał czaszkę wraz z kośćmi, leżącymi tuż obok. Odkrycia dokonał... tata zaginionego syna, Krzysztofa Dymińskiego razem ze znajomym. Policja potwierdziła zdarzenie. Przypomnijmy, że sam Krzysztof zaginął ponad rok temu i od tamtej pory jego tata szuka go niestrudzenie - zarówno w rejonie Wisły, jak i innych miejscach. W trakcie swoich poszukiwań niejednokrotnie do tej pory zauważył zwłoki.
Teraz służby w obu przypadkach prowadzą adekwatne czynności, mające na celu ustalenie dokładnych okoliczności zdarzeń i przyczyn śmierci obu osób - w tym jednej, która może nie żyć od kilkunastu do kilkudziesięciu lat. W jej przypadku chodzi oczywiście również o identyfikację.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie